W poprzednim rozdziale:
Popatrzyłem gdzie prowadzi czerwona ciecz. Znikała dokładnie w ciemnym
zaułku. Poszliśmy w tamtym kierunku. W ciemnym miejscu były dwa
śmietniki. Jednak nie to przykuło moją uwagę. Zza śmietnikami wystawały
dwa buty. Razem z Emily zmarszczyliśmy czoła. Poszliśmy do tych obuwi.
To nie były tylko buty. One były założone na nogi martwego, krwawiącego
mężczyzny. Tym mężczyzną był Marcel.
EMILY'S POV
Nie wierzyłam w to co widzę. To nie mogła być prawda. Marcel musi żyć! Przecież jeśli on nie żyje to mam tylko Liam'a!
Szybko podeszłam do leżącego na ziemi brata i klęknęłam przy nim. Przyłożyłam dwa palce do szyi gdzie
można wyczuć tętno.
Jest! Kurwa on żyje!
Moje serce bije jak szalone.
- Liam! Dzwoń po karetkę! On żyje! - krzyczę a z moich oczu zaczynają wypływać łzy, przytulam swojego brata i głaszczę go po głowie. Szepczę mu "będzie dobrze" mając nadzieję, że cokolwiek usłyszy. Co z tego że jest nieprzytomny...
Gdy katem oka spojrzałam na mojego chłopaka, widziałam ze rozmawia przez telefon. Po tym jak ciągle przeczesywał włosy stwierdziłam że też jest lekko zdenerwowany. Mi nawet zaczęły się trząść ręce.
Marcel będzie żyć, wierzę w to.
Siedząc tak i przytulając swojego brata nie zauważyłam nawet jak Liam odciąga mnie od niego by umożliwić ratownikom ratować brata. Moje oczy były zaczerwienione od płaczu, wtuliłam się w ciało Payne'a, który szeptał mi uspokajające słówka do ucha.
Ratownicy powiedzieli nam do jakiego szpitala go zabiorą, dlatego poprosiłam bruneta byśmy tam pojechali. Musiałam być przy mojej jedynej osobie z rodziny. Zgodził się i już po chwili jechaliśmy za karetką. Oczywiście nie w takim tempie co ona. Na światłach musieliśmy normalnie stawać. Tupałam niespokojnie nogą. Ja chcę być przy Marcel'u a nie do jasnej cholery stać na światłach! Samochód ratowniczy już dawno zniknął nam z oczu, prosiłam Liam'a żeby trochę przyspieszył co też zrobił, w końcu kiedyś się ścigał więc nie straszne mu mandaty.
Nim się obejrzałam, już parkowaliśmy przed szpitalem. Nie czekając na mojego chłopaka, wystrzeliłam jak z procy z samochodu i wbiegłam do środka budynku, a następnie do recepcji. Kobieta za ladą spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Dzień dobry w czym mogę po.....
- Gdzie znajduje się Marcel Parker?! - pytam szybko, przerywając dziewczynie.
- Jest na sali operacyjnej, wykryto u niego kulę po pistolecie i właśnie mu ją próbują wyciągnąć. - mówi spokojnie a mi poszerzają się oczy - niech pani się uspokoi....może dać pani leki na uspokojenie? - proponuję a ja marszczę brwi
- Ja jestem spokojna! - syczę a ona unosi brwi....No cóż...może mój ton jednak nie świadczył o moim "spokoju". Poczułam jak czyjaś ręka obejmuje mnie w tali i oddala się ze mną do krzesełek.
- Spokojnie kochanie, będzie dobrze - mówi Liam z niesamowitym opanowaniem. Nadal nie mogę się przyzwyczaić że już rzadziej się wkurwia. Siadamy na plastikowych krzesełkach i ja wtulam się w tors bruneta. Gładzi uspokajająco moje plecy swoją dużą ręką.
Westchnęłam.
Muszę czekać na lekarza.
Muszę wiedzieć jak przebiegła operacja Marcel'a.
Muszę opanować nerwy....
Po kilku godzinach siedzenia słyszę jak drzwi od sali operacyjnej otwierają się. Spoglądam w tamtą stronę. Lekarz idzie w naszą stronę. Serce bije mi szybciej niż powinno.
Ze strachu.
Mężczyzna w białym fartuchu stanął przed nami, wstaliśmy od razu.
- Co z moim bratem!? - pytam od razu zanim lekarz zdąży cokolwiek powiedzieć. Widzę jak wzdycha.
- Z panem Parkerem jest wszystko dobrze, nabój od pistoletu został usunięty z jego ciała. Proszę się nie martwić. Wszystko będzie z nim dobrze. Będzie żył. To silny mężczyzna. - mówi uśmiechając się a ja odczuwam niesamowicie ogromną ulgę. Mogło być gorzej. Z radości zaczynam płakać w koszulę Liam'a.
- Shh skarbie, wszystko jest dobrze.
- Wiem, właśnie dlatego płaczę. Z radości. Że nie zostanę sama - szlocham
- Nigdy nie będziesz sama....zawsze będę ja - mówi, a ja wzdycham
- Ale nikt nie zastąpi mi mojego brata - szepczę.
Po tych słowach czuję jak ciało bruneta spina się. Powiedziałam coś nie tak?...
------------------------------------------
Szybko podeszłam do leżącego na ziemi brata i klęknęłam przy nim. Przyłożyłam dwa palce do szyi gdzie
można wyczuć tętno.
Jest! Kurwa on żyje!
Moje serce bije jak szalone.
- Liam! Dzwoń po karetkę! On żyje! - krzyczę a z moich oczu zaczynają wypływać łzy, przytulam swojego brata i głaszczę go po głowie. Szepczę mu "będzie dobrze" mając nadzieję, że cokolwiek usłyszy. Co z tego że jest nieprzytomny...
Gdy katem oka spojrzałam na mojego chłopaka, widziałam ze rozmawia przez telefon. Po tym jak ciągle przeczesywał włosy stwierdziłam że też jest lekko zdenerwowany. Mi nawet zaczęły się trząść ręce.
Marcel będzie żyć, wierzę w to.
Siedząc tak i przytulając swojego brata nie zauważyłam nawet jak Liam odciąga mnie od niego by umożliwić ratownikom ratować brata. Moje oczy były zaczerwienione od płaczu, wtuliłam się w ciało Payne'a, który szeptał mi uspokajające słówka do ucha.
Ratownicy powiedzieli nam do jakiego szpitala go zabiorą, dlatego poprosiłam bruneta byśmy tam pojechali. Musiałam być przy mojej jedynej osobie z rodziny. Zgodził się i już po chwili jechaliśmy za karetką. Oczywiście nie w takim tempie co ona. Na światłach musieliśmy normalnie stawać. Tupałam niespokojnie nogą. Ja chcę być przy Marcel'u a nie do jasnej cholery stać na światłach! Samochód ratowniczy już dawno zniknął nam z oczu, prosiłam Liam'a żeby trochę przyspieszył co też zrobił, w końcu kiedyś się ścigał więc nie straszne mu mandaty.
Nim się obejrzałam, już parkowaliśmy przed szpitalem. Nie czekając na mojego chłopaka, wystrzeliłam jak z procy z samochodu i wbiegłam do środka budynku, a następnie do recepcji. Kobieta za ladą spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Dzień dobry w czym mogę po.....
- Gdzie znajduje się Marcel Parker?! - pytam szybko, przerywając dziewczynie.
- Jest na sali operacyjnej, wykryto u niego kulę po pistolecie i właśnie mu ją próbują wyciągnąć. - mówi spokojnie a mi poszerzają się oczy - niech pani się uspokoi....może dać pani leki na uspokojenie? - proponuję a ja marszczę brwi
- Ja jestem spokojna! - syczę a ona unosi brwi....No cóż...może mój ton jednak nie świadczył o moim "spokoju". Poczułam jak czyjaś ręka obejmuje mnie w tali i oddala się ze mną do krzesełek.
- Spokojnie kochanie, będzie dobrze - mówi Liam z niesamowitym opanowaniem. Nadal nie mogę się przyzwyczaić że już rzadziej się wkurwia. Siadamy na plastikowych krzesełkach i ja wtulam się w tors bruneta. Gładzi uspokajająco moje plecy swoją dużą ręką.
Westchnęłam.
Muszę czekać na lekarza.
Muszę wiedzieć jak przebiegła operacja Marcel'a.
Muszę opanować nerwy....
Po kilku godzinach siedzenia słyszę jak drzwi od sali operacyjnej otwierają się. Spoglądam w tamtą stronę. Lekarz idzie w naszą stronę. Serce bije mi szybciej niż powinno.
Ze strachu.
Mężczyzna w białym fartuchu stanął przed nami, wstaliśmy od razu.
- Co z moim bratem!? - pytam od razu zanim lekarz zdąży cokolwiek powiedzieć. Widzę jak wzdycha.
- Z panem Parkerem jest wszystko dobrze, nabój od pistoletu został usunięty z jego ciała. Proszę się nie martwić. Wszystko będzie z nim dobrze. Będzie żył. To silny mężczyzna. - mówi uśmiechając się a ja odczuwam niesamowicie ogromną ulgę. Mogło być gorzej. Z radości zaczynam płakać w koszulę Liam'a.
- Shh skarbie, wszystko jest dobrze.
- Wiem, właśnie dlatego płaczę. Z radości. Że nie zostanę sama - szlocham
- Nigdy nie będziesz sama....zawsze będę ja - mówi, a ja wzdycham
- Ale nikt nie zastąpi mi mojego brata - szepczę.
Po tych słowach czuję jak ciało bruneta spina się. Powiedziałam coś nie tak?...
Hahaha ale was wrobiłam w ostatnim rozdziale....xD Właściwie to na początku Marcel miał rzeczywiście umrzeć, ale nagle wpadła mi odwrotna myśl ;p
Cóż...ten rozdział chyba był nudny c'nie? ;p
Czekam na wasze komentarze :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzekamy
OdpowiedzUsuńProoosze napisz następny rozdział. Teoja opowieść tak mnie wciągnęła że przeczytałam ją całą ( razem z częścią 1 ) w weekend. Błagam napisz. Jesteś genialna. Już nie umiem się doczekać!
OdpowiedzUsuńAaaaa!! Zwarjuje! Twoja opowieść jest piękna. Proszę dokończ tą opowieść ��
OdpowiedzUsuńwkrótce pojawi się nowy rozdział ;) <3
UsuńJestem trochę zła. Nie piszesz juz od panad miesiąca. A my czekaaaamy
OdpowiedzUsuń22 yr old VP Sales Bernadene Baines, hailing from Burlington enjoys watching movies like Planet Terror and Running. Took a trip to Madriu-Perafita-Claror Valley and drives a Ferrari 330 TRI/LM Spider. zerknij na strone internetowa
OdpowiedzUsuń